Translate

piątek, 18 kwietnia 2014

Dodatek.



Tytuł: Nie chcę ci powiedzieć, że nie mogę bez ciebie żyć, bo mogę. Ale nie chcę.




Opis: Zayn imprezuje, a Lily ma dość wychowywania wspólnego dziecka w pojedynkę i chce rozwodu. Co na to wszystko Niall?
lub: Zayn nie radzi sobie i zatapia smutki w alkoholu.
Od autorki: Jakoś mnie natchnęło, więc napisałam taki dodatek. Akcja dzieje się kilka lat później. Fajnie by było jakby ktoś skomentował czy coś, chciałabym wiedzieć czy choć trochę wam się podoba i czy chcielibyście, żebym coś jeszcze napisała. + przepraszam za ewentualne błędy.

-Niall, już jestem!- krzyknęła Lily wbiegając do mieszkania. Usłyszała płacz dziecka oraz blondyna, który starał się go uspokoić, więc szybko zrzuciła płaszcz oraz przemoczone tenisówki i udała się w stronę salonu.
-Ciągle płacze-krzyknął próbując zagłuszyć płacz dziecka.
-A gorączka?
-Wciąż wysoka.
-Daj mi ją- odparła szatynka biorąc małą na ręce.-No już, już. Mamusia przy tobie jest, zaraz podamy lekarstwa i mała Emma będzie się lepiej czuć, tak? Pewnie, że tak- szeptała kołysząc ją na boki.-Niall, możesz przynieść mi jej małą plastikową łyżeczkę? Powinna być gdzieś w kuchni.
-Co mam z nią zrobić?-Spytał stając przy dziewczynie.
-Wyciągnij z reklamówki syrop i nalej go- odpowiedziała siadając na kanapie.- Teraz musisz otworzyć usteczka kochanie. Wujek Niall da ci przepyszny syropek, po którym będziesz się lepiej czuła, wiesz?
Em skrzywiła się przy połykaniu jednak Lily od razu podała jej słodką herbatę, więc mała nawet nie zapłakała. Wypiła całą butelkę po czym zasnęła na rękach matki.
-Daj, zaniosę ją do łóżka- zaproponował blondyn biorąc dziewczynkę na ręce. Wrócił po minucie, położył elektryczną nianię na stoliku i opadł na sofę obok przyjaciółki.
-Nie wiem jak ci dziękować Niall. Po raz kolejny ratujesz mi życie.
-Dobrze wiesz, że nie masz za co. Od tego są ojcowie chrzestni, nie mam racji? Oczywiście, że mam haha.
Przez twarz szatynki przemknął uśmiech. Doceniała poświęcenie blondyna, który od dłuższego czasu ciągle jej pomagał. Wiedziała, że nie będzie w stanie mu się za to kiedykolwiek odwdzięczyć.
-Myślałam, że już się nie uspokoi. Musiałyśmy czekać na tego pieprzonego lekarza kilka godzin, bo panuje jakiś wirus i wszyscy są zajęci. Sama też nie chciałam jej nic podawać, bo skąd mogę wiedzieć co może, a czego nie może brać prawie roczne dziecko. W pewnym momencie rozryczałam się i tak sobie obydwie płakałyśmy, wiesz? Powoli mam już tego wszystkiego dość. Co ja sobie w ogóle myślałam, przecież nie nadaję się na matkę.
-Ej, ej, ej nawet tak nie mów- zaczął Niall przyciągając przyjaciółkę do mocnego uścisku- Jesteś świetna jako matka, jako przyjaciółka i jako normalna dziewczyna, i nawet nie waż się myśleć, że jest inaczej. Za dużo ci się zwaliło na głowę. Za niedługo mała wyzdrowieje i znowu będzie wszystko w porządku.
-Nie będzie, już nic nie będzie- jęknęła rozpłakowując się na dobre.- Gdzie jest ten pieprzony dupek, co? Gdzie on do cholery jest kiedy ja tutaj siedzę sama całymi dniami? Kiedy Emma jest chora czy kiedy po raz pierwszy mówi ‘tata’? Powiem ci gdzie on kurwa jest. Szlaja się po jakiś jebanych klubach. Wraca nawalony w trzy dupy i jeszcze robi mi awantury, że niby go kurwa zdradzam i nie wiadomo co jeszcze. Ciekawa jestem z kim, może z listonoszem albo z tymi paparazzi, którzy co chwilę mnie śledzą?
-Lily...
-Co?
-Może on ma jakiś powód I NIE, nie bronię go- powiedział szybko widząc, że dziewczyna się spina i jest gotowa znowu wybuchnąć.- Może sobie z tym wszystkim nie radzi, wbrew pozorom nie jest tak silny jak ty. Przecież sama mówiłaś, że na początku ci pomagał, tak?
- Na początku to on nawet wstawał do niej w nocy, a gdy trzymał ją na rękach to był szczęśliwszy niż podczas naszego ślubu. A ja głupia jeszcze go do wszystkich chwaliłam- gorzko się zaśmiała- mówiłam jaki to on nie jest wspaniały, że pomaga mi na ile tylko może. Wszyscy mi go zazdrościli i co teraz z tego mam? Z dnia na dzień mu odbiło i nawet moja własna matka dzwoni i pyta się czy wszystko u nas w porządku, bo na portalach plotkarskich i w gazetach są jego zdjęcia z imprez, jak obejmuje się z młodymi laskami. I co wtedy mówi Liliane?Wszystko u nas okej mamo, Zayn jest wspaniały, a te zdjęcia są stare, media starają się zrobić sensacje, ale coś im to nie wychodzi. A może to on mnie zdradza co? Przecież to takie proste, zwalać wszystko na mnie podczas gdy sam przyprawia mi rogi!
-Nie, co to, to nie. Zayn jest dla mnie jak brat i wiem jaki jest. Odjebało mu, to prawda, ale nigdy przenigdy by cię nie zdradził. Kocha cię i z pewnością kocha Emmę.
-Nie wiem kogo on kocha, ale jeśli miłość do własnego dziecka pokazuje przez to, że nawet na niego nie spojrzy, to ja już nie wiem czy miłość w ogóle istnieje.
-Mam z nim pogadać?
-Przecież już kiedyś próbowałeś, pamiętasz? Dobrze, że był aż taki pijany, że się zachwiał, bo tak to teraz chodziłbyś ze złamanym nosem.
-No to ty z nim porozmawiaj. Tobie nic nie zrobi.
-Przecież ja prawie w ogóle się z nim nie widzę. Tylko czasem, jak przychodzi. Nawet nie wiem kiedy wychodzi, widzę tylko syf, który pozostawia po sobie w kuchni i łazience.
-Sprzątasz to?
-A mam inne wyjście? Ogarniam trochę, żeby sprzątaczka nie pomyślała sobie, że jesteśmy jacyś psychiczni czy coś.
-W takim razie przeprowadź się do mnie, a jak nie to znajdę ci jakieś mieszkanie. Niech posiedzi trochę sam, może zmądrzeje.
-To naprawdę kusząca propozycja Niall, ale...- przerwała, gdy usłyszała trzask zamykanych drzwi a potem dźwięk towarzyszący ściąganiu butów. Po chwili do salonu wtoczył się Zayn. Dosłownie wtoczył, bo był tak pijany, że ledwo trzymał się na nogach. Na widok żony i przyjaciela znieruchomiał, zacisnął szczękę, jakby w złości, jednak nagle wszystko mu przeszło i zaczął iść w ich stronę lekko się uśmiechając.
-Kogo ja widzę, mój ukochany przyjaciel!-Zawołał próbując przytulić do siebie blondyna jednak ten lekko go odepchnął.
-Jesteś kompletnie pijany, stary- odpowiedział podnosząc się z kanapy.-Gdzieś ty znowu imprezował?
-Wcale nie jestem! Wypiłem tylko kilka drinków.-Zaprzeczył lekko się zataczając. Nagle spoważniał, jakby zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Przysunął zegarek wiszący na ręce do oczu, żeby zobaczyć, która jest godzina i z powrotem spojrzał na przyjaciela.- A co ty tu robisz o takiej późnej porze? Może też powinieneś się rozerwać zamiast podrywać moją żonę, co?
-Czy ty się w ogóle słyszysz? Ta wóda chyba do końca poprzewracała ci w główce.
-Ej, ej, ej!-Krzyknął wystawiając do niego zaciśniętą pięść.-Panuj nad słowami koleżko.
-Uspokój się, Zayn.-Wtrąciła się Lily, również wstając z kanapy.
-Teraz będziesz go jeszcze bronić? Mogłem spodziewać się, że to właśnie z nim mnie zdradzasz. Przecież ciągle tutaj przesiaduje! Niby taki pomocy, a bzyka mi żonę na boku!
-Przestań się kurwa wydzierać-wycedziła przez zęby. Stanęła przed Niallem i przytrzymała go ręką, ponieważ chciał wystartować do bruneta.- Niall już sobie idzie, prawda?- Zwróciła się do przyjaciela z błagającym spojrzeniem. Blondyn przez chwilę się wahał jednak wiedział, że jak tak dalej pójdzie to nie wytrzyma i uderzy Zayna, więc odpuścił i na odchodne powiedział: Pamiętaj co ci powiedziałem, mała. Trzymaj się.
Po chwili usłyszeli brzęk kluczy i trzask zamykanych drzwi. Brunet rzucił się na kanapę, sięgnął po pilota do telewizora i mruknął: dupek.
-Nie większy niż ty- szepnęła Lily kierując się w stronę schodów.
-Słucham?
-Powiedziałam, że nie większy niż ty.
-Chyba sobie kurwa żartujesz- rzekł podnosząc się na kanapie. Liliane wiedziała, że ten wieczór nie będzie należał do tych spokojnych, ale postawiła wszystko na jedną kartę. Była zdeterminowana i czuła, że jeśli teraz nie powie mu wszystkiego co myśli o tej chorej sytuacji to już nigdy się na to nie zdobędzie.
-Nie, wcale sobie nie żartuję.
-To ja jestem twoim mężem.
-Ale to on mi pomaga.
-Jest twoim kochankiem, tak?!-Krzyknął, powoli zbliżając się do dziewczyny.
-Przestań pieprzyć o tych kochankach! Dobrze wiesz, że nikogo nie mam, a ta gadka już dawno mi się znudziła.
-Chcesz się teraz ze mną kłócić? - Zaśmiał się drwiąco.
-W przeciwieństwie do ciebie nie muszę krzyczeć, żeby coś powiedzieć.  Chciałam ci przekazać tylko tyle, że jeśli dalej będziesz robić tak, jak robisz, to ja...
-Ty co? Obrazisz się na mnie? Wyrzucisz z domu?
-Złożę pozew o rozwód- oświadczyła niepewnie szatynka. Widząc minę Zayna wiedziała, że tą bitwę wygrała. Jego drwiący wyraz twarzy momentalnie zmienił się w przerażenie.
-Tego nie zrobisz- odparł, próbując się uśmiechnąć. Jakby chciał przekonać samego siebie, że te słowa nie wyszły z ust jego żony. Że ona wcale nie myśli o tym, żeby się z nim rozwieść. Nie ona.
-A właśnie, że zrobię. Mam dość twojego pijaństwa i faktu, że kompletnie się nami nie przejmujesz. Nie wspominając już o jakże częstym przebywaniu w domu.
-Lily...
-Nie, Zayn. Nie będę z tobą rozmawiać- odpowiedziała odwracając się na pięcie.
-Jeśli w tej chwili wyjdziesz z tego pomieszczenia to od razu możesz się spakować i wynieść- odrzekł brunet, łapiąc oddech co drugi wypowiedziany wyraz. Brakowało mu powietrza, jakby podświadomość  mówiła mu, żeby się zamknął, że przecież nic dobrego z tego nie wyjdzie. Ale było już za późno.
-W takim razie żegnaj Zayniee.
Potem tylko patrzył jak jego żona wychodzi po schodach, żeby po kilkunastu minutach, a może po kilkudziesięciu, bo kto liczy czas, kiedy wali mu się świat, schodzi po nich niosąc jego córkę w jednej ręce, a walizkę w drugiej. Wciąż stoi i patrzy jak zmierza w stronę drzwi, nie robi nic, jest sparaliżowany. I stoi dalej, gdy drzwi delikatnie się zamykają i potem stoi jeszcze przez następną godzinę, nie dociera do niego, że jego żona jest do tego zdolna, że potrafiła go zostawić. A potem nagle upada na podłogę, którą przecież ona wybrała do ich wspólnego domu. Tyle, że teraz to już nie jest ich wspólny dom, bo ich już tu nie ma, jest tylko on. Sam. Leżący na tej pieprzonej podłodze, o którą tyle się kłócili. Leży i ryczy, bo tego nie można nazywać płaczem. Łzy wylewają się strumieniami spod jego gęstych rzęs, których mu tak zazdrościła. Leży i czuje jak alkohol się z niego ulatnia. I potem czuję ból, przerażający ból, w okolicach serca. Jakby pękło na milion kawałków.
Więc wciąż leży i płacze, a alkohol się z niego ulatnia.
~
Przez całą drogę towarzyszył jej padający deszcz i nie opuścił ją nawet wtedy, gdy zmarznięta stała przed drzwiami przyjaciela trzymając śpiącą Emmę na rękach. Blondyn nie odpowiadał na pukanie, więc wyciągnęła telefon i zadzwoniła do niego.
-Hmm?
-Śpisz?
-Już nie. Co jest?
-Mógłbyś otworzyć nam drzwi?
-Jakie drzwi?
-Do twojego domu.
-Co?Tak, już wstaję. Poczekaj-odpowiedział, usłyszała szum po czym połączenie zostało przerwane. Po chwili drzwi otworzyły się na oścież i stanął w nich blondyn.
-Mogę?
-No pewnie, właź.
Liliane przeszła przez próg, zrzuciła z nóg buty i skierowała się w stronę salonu.
-Daj mi ją, będzie jej wygodniej w moim łóżku- zaproponował, wziął małą na ręce i wyszedł z pomieszczenia. W tym samym czasie Lily ściągnęła z siebie płaszcz i położyła go na krześle. Związała mokre włosy w luźnego koka i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Ostatni raz była tam kilka miesięcy wcześniej jednak od tej pory nic się nie zmieniło.
-Chcesz coś do picia? Przemokły ci ubrania? Jak coś to mogę pożyczyć ci coś swojego.
-Nie, dzięki- odpowiedziała zmierzając w stronę kanapy.
-Paczkę chusteczek?- Spytał, a gdy zobaczył w górze wystawione dwa palce, dodał cicho się śmiejąc-Dwie? W takim razie będą dwie.
~
-Dobra, mamy ciepłe koce, dwie paczki chusteczek na specjalne okazje i prawie całą noc na rozmowę. Mów co się stało.
-A skąd wiesz, że coś się stało?
-No nie wiem, może po tym, że jesteś roztrzęsiona i płaczesz, albo nie, to raczej fakt, że przyjechałaś do mnie o prawie pierwszej nad ranem. Tak, to chyba to.
-Bystry jesteś- zaśmiała się przez łzy.
-Więc?
-Pokłóciliśmy się.
-Wyrzucił cię?
-Tak jakby.
-To znaczy?
-Jak wyszedłeś to zaczęliśmy się na siebie wydzierać, w końcu nie wytrzymałam i powiedziałam mu, że jak się nie zmieni to złożę pozew o rozwód. Wystraszył się i to cholernie. Nie mógł w to uwierzyć i chciał ze mną porozmawiać, ale ja nie miałam na to siły. Obróciłam się i już miałam wychodzić, gdy zagroził, że jeśli teraz wyjdę to od razu mogę się spakować i wynosić. No więc tak zrobiłam. Spakowałam siebie oraz Emmę i wyszłam.
-A on?
-Stał i się patrzył, rozumiesz? Stał i się patrzył do cholery-wyszeptała ocierając łzy chusteczką.- Po tylu wspólnych latach miałam nadzieję, że może będzie chciał nas zatrzymać, cokolwiek. A on tylko stał i patrzył.
-I co teraz?-Spytał po chwili blondyn.
-Nie mam pojęcia. Mam iść do prawnika, żeby przygotował papiery? Przecież...
-Wciąż go kochasz.
-I nic nie mogę na to poradzić.
~
Zayn nie wiedział jak długo leżał. Czuł, że łzy zostawiły na jego twarzy ślady, które już dawno wyschły. Na dworze świtało. Pierwszą czynnością, którą zrobił po pozbieraniu się z podłogi, było pójście do kuchni. Wyciągnął z barku wszystkie trunki, które posiadali i wylał je do kranu. Zostawił jedynie ulubione wino Liliane, które kupił na jej urodziny. Puste butelki wyrzucił do śmieci i ruszył do łazienki. W domu było przerażająco cicho, był przyzwyczajony do chodzącego telewizora i gaworzenia Emmy. Lily myliła się mówiąc, że w ogóle się nimi nie przejmował. Prawda była taka, że myślał o nich non stop.
Wziął krótki prysznic, znalazł w garderobie jakieś czyste ubrania i wszedł do ich sypialni, do której nie miał wstępu od jakiegoś czasu. Liliane zabroniła mu z nią spać, gdy któryś raz z rzędu wrócił pijany. Od tego czasu zajmował pokój gościnny. Rzucił się na łóżko i przytulił poduszkę zaciągając się zapachem szatynki, który wciąż unosił się w pokoju.
~
-Widziałem Zayna- powiedział Niall wchodząc do kuchni, gdzie Lily karmiła Emmę.
-Fajnie.
-Robił zakupy.
-Niech zgadnę, miał pełen koszyk wódki? Czy raczej przerzucił się na piwo?
-Dwa mleka, jakieś bułki i twaróg.
-Ciekawe.
-Wydaję mi się, że przestał pić.
-Wątpię.
-Pisze do mnie czasem, wiesz? Pyta jak się czujesz, co u Em. Czy niczego wam nie brakuje.
-Jak to? Czemu nic mi nie powiedziałeś?
-Nie chciałem, żebyś o nim myślała.
-Jakbym tego nie robiła codziennie.
-Porozmawiasz z nim?
-To do ciebie pisał, nie do mnie, więc najwyraźniej nie chce ze mną gadać. W każdym bądź razie muszę pojechać na chwilę do domu, żeby zabrać parę rzeczy i mam nadzieję, że go tam nie spotkam.
~
Zayn od kilku dni przygotowywał się na rozmowę z Liliane jednak nie sądził, że nastąpi to tak szybko. Właśnie kończył odkurzać, gdy usłyszał, że drzwi wejściowe się otwierają. Po chwili w salonie stanęła nieco zaskoczona szatynka. Popatrzyła niepewnie na męża, który po wyłączeniu odkurzacza odłożył go na bok. Żadne z nich nie chciało zacząć rozmowy, obawiali się co może z tego wyniknąć. W końcu odezwał się brunet;
-Cześć.
-Um, przyszłam tylko po kilka rzeczy, nie sądziłam, że będziesz w domu. Mogę wyjść na...
-Wszystko spieprzyłem, prawda?-Spytał wprost przerywając wypowiedź Liliane. Pieprzyć moje przygotowania, pomyślał.
-Nie mam ochoty o tym teraz gadać.
-Kiedyś musimy.
-Skoro tyle wytrzymałeś bez odzywania się do nas to wydaję mi się, że choćby tydzień w jedną czy w drugą stronę nie zrobi większej różnicy.
-Myślałem, że nie chcesz ze mną rozmawiać.
-No i się nie pomyliłeś. Wciąż nie mam na to ochoty, jednak sądzę, że powinniśmy polubownie ustalić opiekę nad Emmą. Jakoś do tej pory zbytnio się nią nie przejmowałeś, więc myślę, że w razie rozwodu powinieneś pozwolić mi się nią opiekować na co dzień.
-Jakiego rozwodu do cholery? Ja się na nic nie zgadzam!
-Ale ja cię o nic nie pytam, tak jak ty nie pytałeś mnie czy pasuje mi fakt, iż masz nas w dupie czy może podoba mi się sprzątanie obrzyganej łazienki.
-Lily, to nie tak, ja...
-A jak, Zayn, jak? Wytłumacz mi, bo ja naprawdę nie rozumiem co zrobiłam, czy robię źle- odpowiedziała Lily wypuszczając z dłoni klucze, które z brzdękiem odbiły się od podłogi. Z jej oczu popłynęły łzy, ale ona nie zwracała na to uwagi i kontynuowała.- Wychodziłeś z domu nie wiadomo kiedy, a jak wracałeś to tylko schlany, nie odzywałeś się do mnie, a jeśli już to tylko po to, żeby ponarzekać. Zostawiłeś mnie z tym wszystkim samą. Miałam na głowie dom i wychowywanie córki, która przecież nie jest tylko moja. Nie było cię przy mnie, gdy mała była chora i ciągle płakała, bo gorączka nie chciała spaść. Nie było cię przy niej, gdy zaczęła raczkować. Już dawno powinnam kopnąć cię w tyłek, wiesz? Ale zawsze sobie myślałam, że może z dnia na dzień ci przejdzie, że do nas wrócisz, że znów będziesz taki jak wcześniej. Nie zdajesz sobie sprawy ile nocy przez ciebie przepłakałam, ile razy miałam ochotę sobie coś zrobić, byłam pewna, że to wszystko jest moja wina, że to przeze mnie się taki stałeś, że coś źle zrobiłam i po prostu się mścisz. Ale teraz już wiem, że nic złego nie zrobiłam i pluję sobie w brodę, że tak myślałam. Teraz wiem, że to ty się zmieniłeś. Szkoda, że nie wiem dlaczego, ale w sumie to nawet mnie to chyba nie obchodzi. Już nie.
Zayn stał i patrzył na swoją żonę, którą nieświadomie zranił, a słone łzy skapywały z jego brody. Jednak tym razem wiedział, że musi coś zrobić, że to jego ostatnia szansa.
-Ja wiem, że to co zaraz powiem zabrzmi śmiesznie, ale ja po prostu uznałem, że będzie lepiej jak się od ciebie odsunę, a że nie potrafię bez ciebie żyć, to chodziłem do barów, żeby się upić do nieprzytomności, żeby na chwilę zapomnieć. Czułem, że ci przeszkadzam. Jak się urodziła Emma to wszystko było okej, a nawet lepiej niż okej, bo wow mam córkę tak? I urodziła mi ją najpiękniejsza i najlepsza kobieta na świecie, którą mam szczęście nazywać swoją. Ale potem ty jakby nie zwracałaś na mnie uwagi, we wszystkim ci przeszkadzałem. Zayn nie kładź tutaj tego. Zayn przycisz ten telewizor. Zayn skończ gadać przez telefon. Zayn nie wychodź na zewnątrz, bo mała się przeziębi. Zayn idź stąd, bo ją rozpraszasz i nie będzie chciała spać. Zayn, Zayn, Zayn. Ciągle robiłem coś źle, a przecież nie chciałem. Chciałem, żeby było wam dobrze, więc po prostu zniknąłem ci z oczu. Tyle, że jak już zacząłem się upijać to potem nie mogłem przestać. Uzależniłem się od alkoholu bardziej niż od ciebie. I nie myśl, że miałem was gdzieś. Codziennie przychodziłem do Emmy, patrzyłem jak spała i ryczałem jak głupi, bo za nią tęskniłem, wciąż za nią tęsknie i za tobą. Ja nie umiem bez ciebie normalnie funkcjonować, ale obiecuję, że się zmienię. Już to po części zrobiłem. Nie tknąłem alkoholu od czasu naszej ostatniej kłótni i chyba już nigdy tego nie zrobię. Tylko błagam cię, wróćcie do mnie. Zrobię wszystko, tylko wróćcie.
-Jak ty mogłeś pomyśleć, że mi przeszkadzasz? Przecież ty byłeś i jesteś jedynym czego potrzebuję. Nie chcę ci powiedzieć, że nie mogę bez ciebie żyć, bo mogę. Ale nie chcę. J-ja muszę to przemyśleć. Musisz dać mi trochę czasu, bo to dla mnie za dużo jak na jeden raz.
-Mogę się chociaż do ciebie przytulić?- Spytał niepewnie ocierając łzy. Lily zawahała się jednak po chwili kiwnęła głową na potwierdzenie. Chłopak podszedł do niej i delikatnie ją objął, jakby bał się, że dziewczyna nagle go odepchnie i powie, żeby nigdy więcej się do niej nie zbliżał. Jednak, ku jego zdziwieniu, Liliane złączyła dłonie na dole jego pleców, jak to zwykła robić i wtuliła się w niego.
-Kocham cię najbardziej na świecie, Lily.

EDIT: Wiem, że wchodzicie, nie wiem czy czytacie, ale jak już jesteście to doceńcie moją pracę i zostawcie komentarz hah

piątek, 23 sierpnia 2013

Epilog.

(Jeśli chcecie dobrze wszystko zrozumieć radzę zapoznać się z rozdziałem pierwszym
i  ewentualnie siedemnastym.)
-Hope kochanie, czas wstawać.
-Jeszcze chwilka, Zaynee- mruknęła szatynka tłumiąc dłonią ziewnięcie. Przykryła kołdrą swoje zmarznięte ramiona i poprawiła poduszkę, która częściowo wystawała poza łóżko.
-Jaki Zaynee? Jestem James- odpowiedział zdziwiony chłopak. Na dźwięk tego tak dobrze znanego głosu Liliane podniosła się do pozycji siedzącej i zwróciła głowę w prawą stronę.
-Ale j-jak to. Przecież ty n-nie żyjesz- wyjąkała, powoli cofając się do tyłu.
-Halo Hope, chyba jeszcze się nie obudziłaś haha. Jestem tutaj, cały i zdrowy- oznajmił brunet przyciągając dziewczynę do mocnego uścisku. Do szatynki dopiero po chwili dotarło co się dzieje. Objęła rękami ciepłe ciało chłopaka i zaczęła dotykać dłońmi jego wyrzeźbione plecy jakby sprawdzając czy to naprawdę on.
-Nic z tego nie rozumiem-zaszlochała- ty umarłeś kilka miesięcy temu przez wypadek na motorze. Potem poznałam jakiegoś chłopaka, ale ale...
-Ale co, kochanie?- Spytał James delikatnie głaskając dziewczynę po głowie.
-Nie pamiętam jak on wygląda. Wiem tylko, że miał na imię Zayn. Na początku strasznie mnie denerwował, ale to chyba dlatego, że przypominał mi ciebie. Zamieszkał w naszym domu razem ze swoimi przyjaciółmi, jeden z nich był z Ashley, ale ona-urwała-GDZIE JEST ASH, JAMES?- Krzyknęła Lily wyrywając się z uścisku mężczyzny.
-Ej, spokojnie! Ash jest u siebie w pokoju, pewnie jeszcze śpi.
-Jesteś pewien?
-Tak, przecież rozmawialiśmy z nią wczoraj wieczorem. Nie pamiętasz?
-Nie, j-ja...ona umarła. Miała bulimie, a ja jej nie pomogłam. O matko- zapłakała szatynka wtulając się w tors chłopaka.
-To był tylko głupi sen. Spróbuj o nim zapomnieć- szepnął James do ucha dziewczyny.
-Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo za tobą tęskniłam.
-To już nieważne. Jestem tutaj i nie mam zamiaru cię opuszczać- odrzekł zostawiając na jej czole delikatny pocałunek.
***** 
-Możesz przyjechać po mnie taksówką?-Spytała Lily stając w drzwiach.
-Dlaczego?
-Jest pieprzony marzec do cholery. Dobrze wiesz jakie warunki panują na drogach. Nie chcę, żeby coś ci się stało. 
-Nic mi nie będzie. 
-Skąd wiesz? 
-Złego diabli nie biorą- zaśmiał się chłopak, a następnie po raz ostatni pocałował Liliane i wsiadł na swój motor.
-Bądź ostrożny! 
-Zawsze i wszędzie. Kocham cię, Hope. 
-Ja ciebie też, James. 
*****
-Skąd tu się wzięło tyle ludzi- mruknęła Ashley przepychając się przez tłum. 
-Może rozdają coś za darmo.
-Raczej niemożliwe. Prędzej zapomniałyśmy o jakimś święcie.
-Też fakt haha. Czekaj, tam chyba coś się dzieje- powiedziała Liliane wskazując głową na miejsce, które było nazywane sercem galerii.-Idziemy zobaczyć? 
-No możemy, ale nie zatrzymujemy się na długo.
-Okej. 
Siostry dzieliło kilka metrów, od sceny, którą rozłożono niedaleko ich ulubionego butiku, gdy nagle kilka chłopaków wskoczyło na scenę. Dziewczyny, które stały niedaleko ich zaczęły piszczeć, a najwyższy z chłopców zabrał głos:
-Witamy wszystkich w ten cudowny deszczowy dzień! Jesteśmy One Direction i dzisiaj postaramy się umilić wam zakupy. 
-One co?-Spytała Ash.-Chyba gdzieś już o nich słyszałam, a ty?
-Co? Mówiłaś coś?-Odrzekła Lily odrywając wzrok od bruneta ubranego w biały podkoszulek, czarne rurki i skórzaną kurtkę tego samego koloru.
-Znowu mnie nie słuchałaś.
-Nie, nie o to chodzi. Zapatrzyłam się.
-To znaczy?
-Wydaję mi się, że skądś znam chłopaka, który stoi obok tego blondyna.
-Może z telewizji?
-Może.
-Dobra, chodźmy już, bo za niedługo musimy wracać do domu. Idziesz wieczorem na imprezę do Davida, pamiętasz?
-Tak, tak. Pamiętam- odpowiedziała po czym ruszyła za siostrą odrywając wzrok od bruneta dopiero wtedy, gdy on zauważył, że na niego patrzyła.
***** 
-Do Londynu zbliża się potężna burza, dlatego też radzimy pozostać dzisiejszego wieczoru w domach. 
Liliane wyłączyła radio po czym chwyciła za telefon leżący na blacie i poprzez przesunięcie kciukiem odblokowała go. 
19:24
Do: James x 
Przed chwilą zapowiadali w radiu burzę. Błagam cię, uważaj na siebie.
19:26
Od: James x
Mam nadzieje ze jestes juz gotowa bo własnie wyjezdzam. Uzbroj sie w cierpliwosc kocham cie xoxo 
***** 
Lily siedziała w salonie nasłuchując dźwięków dochodzących z zewnątrz, gdy nagle weszła do niego Ashley.
-Jeszcze go nie ma?
-Jak widać-odburknęła sprawdzając godzinę na zegarku. 20:15 
-Nie denerwuj się, może po prostu czegoś zapomniał i musiał się wrócić. 
-On nigdy się nie spóźnia, Ash. 
-Kiedyś musi być ten pierwszy raz haha - zaśmiała się próbując rozładować napięcie.- Włączmy telewizje, może leci coś ciekawego.
~~~~
jakiś czas później
-Lily, ktoś chyba pukał!- Krzyknęła Ashley wychylając z kuchni. 
Dziewczyna szybko pobiegła do przedpokoju i otwarła drzwi z nadzieję, że zobaczy przed nimi Jamesa. Całego i zdrowego. 
Niestety myliła się.
Stało tam kilka chłopaków, w tym Dave, ich przyjaciel. Na początku żaden z nich nic nie mówił, więc spojrzała na nich pytających wzrokiem. W końcu David zabrał głos, jednak Liliane nic z tego nie rozumiała. 
Za szybka jazda, motor, hamulce, wypadek, szpital.
Osunęła się na ziemię i zaczęła krzyczeć. Dave kleknął przy niej i mocno ją do siebie przytulił. Starał się ją jakoś uspokoić jednak nie mógł sobie poradzić. Przestraszona Ashley wybiegła z kuchni wycierając mokre ręce w ścierkę. Chłopcy szybko wytłumaczyli jej zaistniałą sytuację. Dziewczyna złapała klucze do samochodu i powiedziała:
-Musimy jechać do szpitala. Podnieś ją David. 
Chłopak wziął przyjaciółkę na ręce i zaniósł ją do samochodu po czym posadził ją na fotel obok kierowcy, a sam zajął miejsce za kółkiem. Ashley wskoczyła na tylne siedzenie, a reszta chłopców na swoje motory.
Ruszyli.
***** 
Razem z przyjaciółmi siedziała na szpitalnym korytarzu, ściskając dłonie tak, że kostki jej pobielały. Czuła strach, odbijał się on w okolicach serca, między żebrami. Kiedy wyszedł lekarz nie była w stanie opanować oddechu. Nie powiedział nic. Zdołał tylko pokręcić przecząco głową. Zrozumiała. Krzyk rozdzierał jej gardło, ból rani płuca. Idąc do jego sali potykała się o własne nogi, na prostej drodze nie była w stanie utrzymać równowagi. Leżał przykryty białą kołdrą, która tak cholernie kontrastowała z jego twarzą. Przytulała go,dotykała ust, nosa, dłoni. Zabijał ją chłód powoli opanowujący jego ciało. Położyła się obok, kładąc głowę na jego klatce piersiowej. Nie spała. Wciąż miała nadzieję, że pod jej uchem rozbrzmi echo bijącego serca.
*****
kilka miesięcy później, wakacje.
-Już jestem!- Krzyknęła kobieta wchodząc do salonu
-Mama!- Odrzekła Ash przytulając się do matki – Jak było?
-Wspaniale. Zaraz wam wszystko opowiem. Chodźmy do kuchni, muszę się czegoś napić.
Kobiety weszły do pomieszczenia. Ashley podeszła do szafki. Wyciągnęła z niej szklankę, nalała do niej soku i podała ją matce.
-Dziękuję. Jak tam po zakończeniu roku szkolnego? Macie jakieś plany na wakacje? Chcecie gdzieś wyjechać?
-Dobrze. Jeszcze nic nie wymyśliłyśmy. Opowiadaj jak było.
-No to tak. Byłam kucharką zespołu One Direction. W jego skład wchodzi 5 wspaniałych chłopców. Kojarzycie ich?
Lily pomyślała o brunecie w skórzanej kurtce, którego razem z siostrą spotkały w galerii, a Ash odpowiedziała:
-Kiedyś chyba widziałyśmy ich jak byłyśmy na zakupach. Masz może ich zdjęcie?
- Poczekajcie chwilę – odrzekła kobieta wychodząc z pomieszczenia, po chwili wróciła niosąc w ręku jakąś gazetę. Usiadła przy stole i zaczęła przewracać kartki.
-Spójrzcie, to oni. Są przesympatyczni no i na dodatek w waszym wieku. Chciałabym żebyście ich poznały.
-Nie mam zamiaru poznawać jakichś gwiazdorów – burknęła Lily wychodząc z kuchni.
Ashley zauważyła, że matce zrobiło się przykro, więc lekko ją przytuliła i powiedziała:
-Nie przejmuj się nią. Z chęcią ich poznamy.
-Co tutaj się wydarzyło?
-Umm, nic. Nieważne. Dobrze, że już wróciłaś – odrzekła Ash szeroko się uśmiechając.
-Może zaproszę ich jutro na obiad? Co ty na to?
-Mi pasuję. Pomogę ci w przygotowaniach. Tylko najpierw trzeba skoczyć na zakupy. Lodówka świeci pustkami.
-Tym zajmiemy się później. Chodź i pomóż mi rozpakować walizki. Mam dla was kilka pamiątek.

 następny dzień

Lily obudziła się dosyć wcześnie, jak zazwyczaj. Nikt jednak o tym nie wiedział. Zawsze zostawała w swoim pokoju aż do południa. Wychodziła wtedy na korytarz i kierowała się wprost na balkon. Oglądała wschód słońca, zastanawiała się nad wszystkim, tęskniła do tego, co straciła. Sięgała po swoją ulubioną książkę i czytała ją oddychając świeżym powietrzem. Później zapalała papierosa i dopiero wtedy zaczynała normalny dzień.
Jednak nie tym razem... Zamknęła drzwi na klucz i leżała w łóżku wpatrując się w sufit. Nie miała najmniejszej ochoty poznawać tych całych gwiazdorów. To nie był typ ludzi, z którymi ona się zadawała. Wolała ludzi spokojnych, zrównoważonych, dla których liczyło się coś więcej niż pieniądze. Wiedziała, że z tej znajomości będą same kłopoty. Bo w sumie co dobrego może wyniknąć z poznania piątki wylansowanych przez media chłopaków. Jedyne o co się modliła to to, żeby przypadkiem nie polubić jednego z nich. Z rozmyślania wyrwało ją pukanie do drzwi.
-Lily, jeżeli natychmiast nie zejdziesz na dół nie skończy się to dla ciebie dobrze!
To była Ashley, jej młodsza siostra. W przeciwieństwie do niej była zawsze roześmiana i szczęśliwa. Chciała by wszyscy byli z niej zadowoleni. Była dobrą uczennicą, miłą pogodną i bardzo pomocną dziewczyną. Pomimo tego, ze były siostrami i miały całkiem inne charaktery dogadywały się dosyć dobrze.
-Nie zejdę!- wymamrotała Lily kładąc sobie poduszkę na twarz- Odejdź, i tak ci nie otworzę.
-Masz pięć minut!- usłyszała zdenerwowany głos Ash, a później odgłos zbiegania po schodach.
"Znowu będzie się wdzięczyć do wszystkich i wciskać im swoje ulubione ciasteczka"- pomyślała zirytowana Lily. "Dobra, w sumie pasowałoby się chociaż przywitać" stwierdziła. Podeszła do lustra i spięła luźnego koka.
-Nie będę się stroiła dla jakichś gwiazdeczek, co to to nie.- sięgnęła po długą szarą bluzę i narzuciła ją na siebie. Wyciągnęła z kieszeni klucz i otworzyła drzwi. Już na korytarzu usłyszała śmiechy i głośne rozmowy. "Boże, dlaczego mi to robisz"- wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę schodów.
Kiedy zeszła na dół zobaczyła czwórkę chłopaków siedzących wokół stoliczka i Ashley. Stanęła w drzwiach, żeby nikt jej nie zauważył. Nagle usłyszała głos za sobą.
-Ciasteczko?- spytał wysoki brunet. Obróciła się i zobaczyła, że trzyma w rękach tacę z ciastkami, lecz to nie na nie zwróciła uwagę. Od razu poznała go po tych gęstych włosach postawionych na żelu. Do jej nozdrzy ponownie doszedł ten zapach. Sceny snu (a może rzeczywistości?) przemknęły jej przed oczami. 
Zayn.
********** 
To już jest koniec, nie ma już nic. Jesteśmy wolni, możemy iść tararararaaaa
A tak na serio to dziękuję bardzo wszystkim, którzy kiedykolwiek weszli na tego bloga, zostawili choćby jeden komentarz, napisali do mnie czy czekali na nowy rozdział. Nawet nie wiecie jak dużo to dla mnie znaczy. Wiem, że mój styl jest beznadziejny i pewnie będziecie zawiedzeni tym epilogiem, no ale cóż. Nie można mieć wszystkiego haha jeśli ktoś czegoś nie zrozumiał to śmiało może do mnie napisać (gadu, komentarz(najprędzej odpowiem) ewentualnie twitter(mogę podać nick jeśli ktoś chce)) w sumie to sama się już w tym wszystkim pogubiłam, ale tak to już jest, gdy rozdziały pisze się co miesiąc. To opowiadanie było pisane przez prawie półtora roku, nie wszystko poszło tak jakbyśmy chciały, żeby było, ale cieszę się, że udało mi się zakończyć jakąś pracę pisemną, którą rozpoczęłam. Tak szczerze to zachciało mi się ryczeć, gdy pisałam o śmierci Jamesa i myślałam, że za chwilę skończę epilog, a tym samym całe to opowiadanie, no ale jakoś powstrzymałam łzy. W końcu w życiu trzeba być twardym, nie miętkim co nie.
Mam do was, moich wspaniałych czytelników, ogromną prośbę. Czy każdy, kto kiedykolwiek czytał to opowiadanie, lub wciąż czyta, mógłby pozostawić komentarz? Chcę wiedzieć co sądzicie o tej historii i czy bardzo się męczyliście czytając ją. Co było w tych rozdziałach do dupy, a co było okej. Po prostu wasza opinia na temat całego opowiadania. To moja ostatnia prośba do was i byłoby bardzo miło gdybyście ją spełnili. 
Po raz kolejny bardzo bardzo bardzo bardzoooo wam dziękuję za ten wspaniale spędzony czas. Każdy pozytywny komentarz czytałam z uśmiechem na ustach. Szczególne podziękowania kieruję do @turnmyswagbro która dopingowała mnie przy pisaniu nowych rozdziałów i chciała mi skopać tyłek, gdy uśmierciłam Ashley. MÓWIŁAM CI, ŻE EPILOG  JEST JESZCZE BARDZIEJ ZASKAKUJĄCY BEJBE <3 Dziękuję też N. która na początku pisała ze mną to opowiadanie, a potem podsuwała mi wiele pomysłów. A tak w ogóle to zaskoczył was taki obrót sprawy? Mam nadzieję, że tak, bo o to mi chodziło. Nie wiem czy character asks jest jeszcze potrzebny, ale jeśli ktoś chciałby zadać pytanie którejś z postaci to ona na pewno na nie odpowie. 
Zastanawiam się nad pisaniem nowego opowiadania, ale nie wiem czy znalazłabym na nie czas, pomysły i chętnych na czytanie. Może uda mi się skończyć tą starą historię na KLIK. To chyba tyle, gdybyście czegoś potrzebowały to śmiało możecie do mnie pisać. 
KOCHAM WAS I JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO, DO NAPISANIA XXX

poniedziałek, 29 lipca 2013

jeśli już wchodzicie to zostawcie komentarz przy ostatnim rozdziale, bo nie wiem czy jest jakikolwiek sens w pisaniu epilogu.

sobota, 13 lipca 2013

Osiemnasty."Dokąd idą ci, którzy już nigdy nie wracają?"

-Przecież mówiłam już, że nie potrzebny mi żaden lekarz!- Krzyknęła Ashley patrząc z wyrzutem na Harry'ego.
-Nie zaczynaj znowu, Ash. Dobrze wiesz jak źle czułaś się na wyjeździe, a z tego co widzę to po powrocie twój stan się nie poprawił.
-Czuję się dobrze, nic mi nie jest do cholery!
-Przestać krzyczeć, okey?! Harry ma rację, po prostu pojedź do tego szpitala nawet po to, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku! Nie ubędzie cię, a nam ulży - wtrąciła Lily.
-Ashley, błagam cię - dodał szatyn spoglądając na dziewczynę.- Lekarz zobaczy tylko twoje nowe wyniki badań, ubierz się i chodź.
-Ugh, nie znoszę was- mruknęła Ash idąc w stronę drzwi wejściowych. Harry posłał Liliane uspokajający uśmiech po czym zabrał z półki kluczyki do samochodu i ruszył za niebieskooką.
***** 
-Wciąż uważam, że niepotrzebnie tracimy czas na tą kontrolę- powiedziała Ashley zatrzymując się przed gabinetem. 
-Skoro już jesteśmy to wejdźmy do środka i dowiedzmy się jak wyszły wyniki, żeby potem móc w spokoju wrócić do domu. 
-A jeśli coś będzie nie tak?-Spytała szatynka spuszczając głowę.
-Nawet tak nie myśl- odpowiedział chwytając dwoma palcami jej podbródek. Delikatnie podniósł go do góry tym samym zmuszając ją do spojrzenia w jego zielone oczy, a następnie dodał.
- Wszystko będzie dobrze, a my szczęśliwie wrócimy do domy przy okazji wstępując do najlepszej lodziarni w okolicy. 
-Na małe czy średnie lody?
-Największe jakie będą- odrzekł delikatnie muskając jej usta.- Teraz chodź.
Szatynka zapukała dwa razy w drewniane drzwi po czym nacisnęła na klamkę i lekko je uchyliła.
-Można?- spytała lekarza siedzącego za biurkiem.
-Oczywiście, zapraszam- odpowiedział nakładając okulary na nos. Para weszła do środka i zajęła miejsca na fotelach przed mężczyzną, który aktualnie szukał czegoś w komputerze.
-Panna? 
-Ashley Hemsworth.
-Ach tak, przed chwilą przyszły pani wyniki.
-Jak wyszły?- spytała czując dłoń Harry'ego ściskającą jej własną. 
-Hmm, czy ostatnimi czasy często pani wymiotowała?
-Um tak, ale byłam wtedy na wakacjach i myślałam, że jest to spowodowane zmianą klimatu.
-A wcześniej?
-Też.
-Dlaczego nic mi o tym nie powiedziałaś?- Spytał Harry szeroko otwierając oczy.
-Przecież to nic takiego, każdemu zdarza się czasem zwymiotować. 
-W tym przypadku jest to bardzo poważna dolegliwość. Niestety nie mam dla państwa dobrych wiadomości.
-To znaczy?
-Podejrzewam u pani bulimię, przykro mi.
-Ale jak to?- Zapytał Harry.- Przecież ostatnio nie czuła się źle. Wymiotowała, ale to jeszcze nie znaczy, że ma bulimię!
-Harry uspokój się, proszę cię- szepnęła Ashley delikatnie masując kciukiem jego zaciśniętą pięść. 
-Jak mam się uspokoić, skoro ten facet wygaduje takie bzdury! 
-Wyjdź na zewnątrz i poczekaj na mnie.
-Nie zostawię cię tutaj.
-Harry...
-Ashley chodźmy stąd. Załatwię ci wizytę u innego lekarza i wtedy dowiemy się, że wszystko z tobą okej. To musiało być jakieś zatrucie, a nie bulimia. Przecież...
-Zaczekaj przed gabinetem, zaraz tam przyjdę- wyszeptała szatynka spoglądając na chłopaka błagającym spojrzeniem. Zrezygnowany Harry podniósł się z krzesła, ucałował dziewczynę w czoło i wyszedł trzaskając drzwiami.
-Strasznie pana przepraszam. Nie sądziłam, że tak na to zareaguje.
-Rozumiem, że już wcześniej podejrzewała pani u siebie tą chorobę?
-Ugh, wyczytałam na internecie, że moje objawy jednoznacznie wskazują na bulimię, więc uznałam, że po prostu muszę ją mieć.
-Dlaczego nie przyszła pani wcześniej?
-Nie chciałam mieszać w życiu mojej rodzinie i przyjaciołom, choć teraz widzę, że jest to nieuniknione. Poza tym wiem, że mam małe szanse na wyzdrowienie i już się z tym pogodziłam. 
-Zdaję sobie pani sprawę z tego, że jest mnóstwo klinik, które zajmują się osobami z takim schorzeniem? Ma pani młody organizm, który szybciej się regeneruje. Jest duża szansa, że pani wyzdrowieje.
-Nie chcę spędzić ostatnich miesięcy czy tygodni swojego życia podpięta do mnóstwa aparatur i kroplówek, które, bądźmy szczerzy, i tak mi nie pomogą. Ja... wolę nacieszyć się bliskimi i będę wdzięczna jeśli zaakceptuje pan moją decyzję. 
-No cóż, jest pani dorosła, więc nie mam prawa siłą panią zatrzymywać. Życzę powodzenia - odpowiedział wstając i wyciągając w jej stronę dłoń. Ash lekko ją uścisnęła po czym wyszła z gabinetu cicho dziękując. 
~
Ashley, widząc, że Hazzy nie ma w pobliżu, skierowała się w stronę parkingu. Na miejscu zobaczyła, że opiera się on o samochód i ze spuszczoną głową robi coś na telefonie. Podeszła do niego i przytuliła się do jego ciepłego ciała. Opuszkami palców lekko głaskała dół jego pleców, próbując jakoś go uspokoić.
-Nie zostawiaj mnie Ash, bez ciebie nie dam sobie rady- wyszeptał wprost do jej ucha, Harry. Poczuła, że na jej twarz spadają gorące łzy chłopaka, więc jeszcze mocniej go przytuliła próbując się nie rozpłakać.
-Na razie nigdzie się nie wybieram kochanie.
***kilkanaście dni później***
-Spakowaliście wszystkie potrzebne rzeczy?- spytała Lily stając przy przednich drzwiach samochodu, w którym siedzieli Ashley i Harry.
-Przecież już tysiąc razy mówiliśmy ci, że tak!- Zaśmiała się Ash.- Nie jedziemy tam na miesiąc, poza tym zdziwiłabym się gdyby w sławnym Holmes Chapel nie byłoby chociaż jednego sklepu, w razie czego kupimy brakujące rzeczy na miejscu. 
-Och, no dobrze. Uważaj na nią Harry.
-Będę- odpowiedział chłopak szeroko się uśmiechając.
-A ty się pilnuj i nie rób głupstw.
-Okej, okej. Możemy już jechać?
-Nie bądź taka niecierpliwa! Napiszcie mi smsa jak już dojedziecie na miejsce. Miłej drogi.
-Nie zapomnij pozdrowić chłopaków- krzyknęła Ashley machając siostrze na pożegnanie, gdy auto ruszyło z podjazdu.
~
-Cieszę się, że zdecydowałaś się poznać moją mamę. To dla niej dużo znaczy- powiedział Harry przyciszając radio.
-Nie mogłabym postąpić inaczej. Dużo mi o niej opowiadałeś, z czego wywnioskowałam, że bardzo fajna z niej kobieta. To raczej ja powinnam być szczęśliwa, że chcesz mnie jej przedstawić.
-Prędzej czy później i tak bym to zrobił, różnica leżała w czasie- odrzekł szatyn lekko się uśmiechając. Obrzucił smutnym spojrzeniem Ashley, która podziwiała krajobrazy rozciągające się za oknem i w myślach zapytał samego siebie, czy można już tęsknić za osobą, która w najbliższym czasie ma odejść. Następnie trochę przyspieszył z zamiarem jak najszybszego dotarcia na miejsce.
***** 
W tym samym momencie, tyle że kilkadziesiąt kilometrów wcześniej, Liliane stała w kuchni i przygotowywała kolację dla chłopców, którzy w najbliższym czasie mieli wrócić z zakupów. Zazwyczaj ona je robiła, jednak tym razem przyjaciele zgłosili się na ochotników. Wyciągnęła z szafki średniej wielkości cebulę i po obraniu jej, zaczęła ją kroić na wcześniej przygotowanej drewnianej desce. Słone łzy zaczęły spływać po jej policzkach, więc szybko podbiegła do okna i otwarła je z nadzieją, że to choć trochę pomoże w wywietrzeniu pomieszczenia. Wróciła do wcześniej wykonywanej czynności i pomyślała o Ashley, która właśnie była w drodze do Holmes Chapel. Cholernie się o nią martwiła i miała wyrzuty sumienia, ponieważ uważała, że mogła wcześniej zauważyć chorobę niebieskookiej. Jak by tego było mało kilkanaście minut wcześniej dzwoniła ich mama, której musiała skłamać, że wszystko jest u nich w jak najlepszym porządku. Świat jej się walił, a ona nie wiedziała co ma robić. Potrzebowała rady, ale nie była w stanie rozmawiać z nikim o swoich problemach.
-Kurwa mać- mruknęła, gdy przez nieuwagę przecięła sobie palca. Krew zaczęła spływać po jej dłoni, a ona ze złości rzuciła nożem, który uderzył w kubek Ashley pozostawiony przez szatynkę po porannym śniadaniu. Naczynie spadło na płytki i rozpadło się na malutkie kawałki, a dziewczyna kucnęła przy nim i przez łzy zaczęła je zbierać. W końcu nie wytrzymała. Z jej ust wydobył się jęk rozpaczy, a ona oparła się o szafkę, podciągnęła kolana pod brodę i oparła ją na nich. Jej płonące zielone tęczówki skrzyły się za zasłoną łez. Zacisnęła zęby, starając się powstrzymać wstrząsające nią łkanie, ale to tylko pogarszało sytuację. Nagle drzwi wejściowe otworzyły się i usłyszała:
-Lily, wróciłem!
Zayn, przemknęło jej przez myśl.
-Chłopcy pojechali jeszcze po pieczywo, bo w supermarkecie nie było. Gdzie jesteś?
Chciała go zawołać jednak z jej gardła wydobył się jedynie cichy jęk.
-Lilianeee!- Zawołał brunet przeciągając końcówkę imienia.- Nie baw się ze mną w chowanego, dobrze wiesz, że za tym nie przepadam.
Jestem w kuchni, Zayn. Znajdź mnie, błagam. 
-Jeśli zaraz się nie... MATKO, LIL!- Krzyknął wchodząc do pomieszczenia. Rzucił zakupy na podłogę i podbiegł do dziewczyny, upadając naprzeciw niej.- Coś ty zrobiła do cholery?!
-T-to nie j-ja. To ten p-pieprzony kubek, ja n-naprawdę nie chciałam- wyjąkała przez łzy spadające na jej usta. Chłopak delikatnie wziął do ręki dłoń szatynki i przyjrzał się jej krzywiąc się przy tym niemiłosiernie.
-Gdzie jest apteczka?- spytał podnosząc się z ziemi.
-W szafce obok n-naczyń.
Zayn ruszył w tamtą stronę z zamiarem przeszukania półek. W końcu znalazł poszukiwaną przez siebie rzecz i rzucił ją na stół, a następnie wrócił do Lily.
-Musisz wstać kochanie. Chodź, pomogę ci- powiedział łapiąc ją za biodra. Delikatnie podniósł szatynkę po czym posadził ją na stole, który znajdował się zaraz za nim. Wyciągnął z apteczki wodę utlenioną, otworzył ją i obficie polał nią ranę dziewczyny na co ona zareagowała głośnym syknięciem. Wytarł pozostałości jałowym opatrunkiem i nakleił plaster.
-Lepiej?- Spytał zakładając opadający włos szatynki za ucho.
-Yhmy- kiwnęła potwierdzająco Lily pociągając nosem.
Zayn przycisnął usta do warg dziewczyny i skradł krótki pocałunek, a następnie przykładał je do każdej łzy spływającej po policzkach Liliane na co ona zareagowała cichym chichotem. Ułożyła głowę w zagłębieniu jego szyi, a dłonie złączyła na dole jego pleców.
-Co jest?
-Nie daję rady, Zayn. To wszystko mnie przerasta. Najpierw anoreksja, a teraz ta pieprzona bulimia. Przecież to jest dla niej wyrok! Ashley nie chce mnie słuchać, nawet nie myśli o leczeniu. Pogodziła się z tym, ale ja wciąż nie mogę i pewnie nie będę w stanie. Na dodatek dzwoniła mama, której musiałam skłamać i to jeszcze w tak poważnej sprawie. Po prostu mam tego wszystkiego dość, nie wiem co powinnam zrobić- odpowiedział Lily.
-Jedyne co może pomóc to rozmowa z nią. Może uda nam się ją przekonać, że powinna wybrać się na leczenie. Znaleźlibyśmy klinikę, która nie jest zbyt daleko od domu i postaralibyśmy się o pozwolenie na codzienne wizyty.
-Nie wiem czy to coś da. Ona już pogodziła się z tym, że... no wiesz. Nie jestem w stanie wypowiedzieć tego słowa.
-Przecież nie można się tak łatwo poddawać do cholery. Ma dla kogo żyć. Tyle przeszła, żeby być z Harrym, a teraz tak łatwo z tego rezygnuje. Nie rozumiem tego.
-Ja też nie. Pogadamy się z nią jak już wrócą z Holmes Chapel - odpowiedziała odsuwając się od chłopaka.
-Na długo pojechali?
-Ponoć na kilka dni.
-Okej. Co robimy na kolację?- Spytał pomagając szatynce zeskoczyć ze stołu.
-Właśnie byłam w trakcie krojenia cebuli, więc jeśli możesz to skończ tą robotę za mnie, bo ja mam już dość beczenia.
-Jak sobie życzysz- odpowiedział nisko się przy tym kłaniając, a następnie jęknął z bólu, gdy niespodziewanie dostał mokrą ścierką w głowę.
*****
-Mamo, już jesteśmy!- Zawołał Harry odkładając walizkę na podłogę. Zamknął za Ashley drzwi i zaświecił światło. Nagle w korytarzu pojawiła się brunetka, która w momencie znalazła się przy parze zakochanych. Wytarła mokre ręce w ścierkę, którą ze sobą przyniosła, a następnie zawiesiła ją na ramię i mocno przytuliła się do szatyna.-Nareszcie jesteście! Już myślałam, że będę musiała odgrzewać obiad. Złapała was burza?
-Nie, udało nam się jej uniknąć- odpowiedział Harry próbując delikatnie wyswobodzić się z uścisku matki.
-Ależ ty urosłeś, czym oni cię tam karmią, hmm?- Spytała spoglądając na syna.
-Mamo, daj spokój- odrzekł zawstydzony chłopak.- To jest Ashley, moja dziewczyna.
-Ashley? Ta Ashley, o której tyle mi opowiadałeś?
-Tak, właśnie ta. Możesz przestać mnie kompromitować?-Zapytał cicho z nadzieją, że Ash tego nie usłyszy.
-Przecież wcale tego nie robię! Każdy nastolatek rozmawia z mamą o dziewczynach- powiedziała do syna, a następnie dodała- Bardzo miło mi cię poznać kochanie.
-Wzajemnie proszę pani- odpowiedziała szatynka delikatnie się przy tym rumieniąc. Chciała wyciągnąć do kobiety rękę jednak ta niespodziewanie przyciągnęła ją do uścisku.
-Jejku, jaka ty jesteś chudziutka! Już ja cię dokarmię. Zapraszam na obiad!
***** 
Liliane właśnie skończyła pakować śmieci do pojemników, które znajdowały się obok bramy, gdy nagle pojawiła się koło niej grupka dziewczyn z telefonami w dłoniach. Zamierzała je zignorować i wrócić do domu jednak jedna z nich zabrała głos:
-To tutaj mieszka One Direction?
Lil udała, że nie usłyszała pytania. Dziewczyna ponownie się odezwała:
-Ej ty, ze śmieciami. Mówię do ciebie.
-Słucham?-Spytała Lily próbując powstrzymać falę złości przepływającą przez jej ciało. Otrzepała dłonie i spojrzała na stojącą przed nią wytapetowaną blondynkę.
-Pytam, czy mieszka tutaj One Direction?
-A widzisz, żeby któryś z członków tego zespołu stał koło mnie? Albo chodził po ogrodzie? Bo ja nie, a wzrok mam jeszcze dobry.
-Jechałam wczoraj tędy z tatą i widziałam jak razem z Niallem wchodzisz do domu- odezwała się brunetka stojąca obok wcześniej przemawiającej dziewczyny.
-Ha ha ha chciałabym, żeby tak było. A teraz was żegnam, szukajcie zaczepki gdzieś indziej.
-Nie ruszymy się stąd dopóki ich nie przyprowadzisz!
-Macie 10 minut, inaczej dzwonię po policję i to jej będziecie się tłumaczyć ze swojej głupoty. Narazie- odpowiedziała zdenerwowana Liliane odwracając się od tłumu zwariowanych nastolatek. Szybko przeszła przez podwórko, wspięła się po schodach i po wejściu do budynku trzasnęła drzwiami. Poszła do salonu, gdzie siedzieli jej przyjaciele i ze złością zapytała:
-Do cholery jasnej, skąd one wiedzą, gdzie mieszkacie?
-Kto?-Spytał zdezorientowany Liam.
-Wasze fanki! Spotkałam je przy bramie, gdy wyrzucałam śmieci. Jest tam ich chyba z dziesięć, każda ma w rękach telefon i jakieś notesiki z długopisami.
-Co mówiły?-Zadał pytanie Louis wstając przy tym z sofy z zamiarem podejścia do okna.
-Nawet nie waż się patrzeć przez okno- zagroziła mu Lily siadając na wolnym miejscu, które znajdowało się obok Nialla.
-Okej, okej- odpowiedział chłopak unosząc ręce w geście obronnym. Z powrotem zajął swoje miejsce i wziął do ręki garść popcornu.-Powiesz nam w końcu co mówiły?
-Pytały się czy tutaj mieszkacie, więc powiedziałam, że nie, a na to jedna z nich, że wczoraj tędy jechała i widziała jak wchodzę z Niallem do domu. Zażartowałam, że chciałabym, żeby tak było i kazałam im spadać. Zaczęły krzyczeć, że mam was tutaj przyprowadzić, bo inaczej się stąd nie ruszą. Zagroziłam im policją i poszłam do domu.
-Nie miałeś na głowie czapki?!-Krzyknął Zayn spoglądając na blondyna.
-Ściągnąłem ją zaraz przed drzwiami, poza tym było już ciemno, więc niemożliwe jest, żeby mnie rozpoznała!
-W takim razie ktoś musiał nas wydać. Przyznać się, kto puścił parę z ust?
-Chyba nie sądzisz, że któreś z nas mogło to zrobić, Zayn. Wyobraź sobie, że też lubimy ciszę i spokój- odpowiedział Louis pociągając łyk piwa stojącego na podłodze obok jego nogi.
-Może ktoś rozpoznał nas w sklepie, a potem za nami jechał- zaproponował Liam.
-Możliwe, świrów na tym świecie nie brakuje. W każdym bądź razie zabraniam wam dzisiaj wychodzić z domu czy nawet podchodzić do okien. Chyba, że chcecie mieć jutro pod bramką tłum gapiów.
***pamiętnik Ashley***
Wróciliśmy do domu. Harry wychowywał się w naprawdę ładnym miejscu. Zabrał mnie na kilka imprez, gdzie poznałam jego starych znajomych, jednak nie spędzaliśmy na nich dużo czasu. Po godzinie ciągnął mnie do domu, jakby wiedział, że nie mam siły utrzymać się na nogach. Pokazał mi cukiernie, w której pracował przed x factorem, a nawet przedstawił mnie Barbarze, swojej pracodawczyni, którą uwielbia. Wspaniała z niej kobieta. Zwiedziliśmy kilka miejsc, które najdłużej zachowały się w jego pamięci. Park, w którym nauczył się jeździć na rowerze czy staw, po którym jeździł na łyżwach. Ach, zapomniałabym o Anne i Gemmie. Anna, najwspanialsza mama na świecie. Nie żebym miała coś do swojej, po prostu widzę jak bardzo kocha swoje dzieci i robi wszystko, żeby byłe szczęśliwe. Z daleka widać tą dumę, która bije od niej, gdy słucha jak Harry opowiada o koncertach czy spotkaniach z fanami. Cieszę się, że mogłam ją poznać. Gemma, zwariowana siostra, która trochę przypomina mi moją ha ha. Jest tak samo uparta jak Lily, ale zawsze kieruje się dobrem innych. Pokazała mi kompromitujące (wg mojego chłopaka oczywiście) zdjęcia Hazzy z dzieciństwa, był takim słodkim bobasem! Szkoda, że już nigdy się z nimi nie spotkam. 
***** 
Chłopcy zaproponowali nam pójście na imprezę, ale Harry odmówił, tłumacząc się swoim złym samopoczuciem. Dobrze wiem, że nic mu nie jest, a fakt, że skłamał, tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że martwi się o mnie i nie chce, żebym się przemęczała. Mówiłam już jak bardzo go kocham?
*****
Tak bardzo nie chcę ich ranić, a czuję, że już za niedługo TO się stanie. Powinnam się bać?
***** 
Kolejny dzień spędzony w salonie przed telewizorem. Pod kocem, przytulona do jego ciepłego ciała. To już niebo?
*****
Nienawidzę się za te napady głodu, które potem pokutuję przyklejona do muszli klozetowej. 
***** 
Mam coraz mniej sił. Widzę jak wszyscy się o mnie martwią i próbują wskrzesić we mnie chęć do życia i leczenia się. Nie wiedzą, że jest już za późno?
*****
Chyba żałuję, że nie zgodziłam się na leczenie. Mogłam choć trochę przedłużyć swoje żywota. Niby szpital jest kiepskim miejscem na śmierć, ale z drugiej strony, jakie miejsce jest dobre, by umierać? 
***** 
Harry. Śmierć. Harry. Śmierć. Harry. Śmierć. To jedyne o czym myślę w ciągu kilku ostatnich dni.
*****
To już czas? 
*****
Tak strasznie cię przepraszam, Harry. Chciałam być twoim małym planem na przyszłość. Drobną kobietą, którą wielbiłbyś nad życie. Oczkiem w głowie, któremu zawsze zapewniałbyś bezpieczeństwo. Czasem wściekłą osobą, którą potrząsnąłbyś mocno za ramiona i szepnął "wyluzuj i tak cię kocham". Chciałam żyć z tobą wiecznie i każdego dnia móc kochać cię bardziej.
***** 
Jeśli powiem, że nie chcę umierać, wyjdę na tchórza?
*****
Rozmawiałam dzisiaj z mamą. Powiedziałam jej, że bardzo ją kocham, a ona chyba poczuła, że coś jest nie tak, bo gdy się rozłączała, słyszałam jak zaczyna płakać. Mam nadzieję, że nie zobaczę swojego pogrzebu z góry. Nie chcę widzieć jak rodzina i przyjaciele za mną płaczą, nie jestem tego warta.
*****
Louis jest chyba jedyną osobą, która potrafi mnie rozśmieszyć w nawet tak beznadziejnej sytuacji, w jakiej się teraz znajduję. 
*****
Dobrze, że Liam panuje nad wszystkim i wszystkimi.
*****
Mam nadzieję, że Zayn pomoże Liliane przetrwać te najgorsze chwile. Widzę jak bardzo ją kocha, wystarczy popatrzeć w jego oczy. 
***** 
Chłopcy urządzili wczoraj konkurs na najmocniejszą głowę. Niall nawet się nie chwiał, gdy reszta już dawno odleciała. Będzie mi tego brakowało. 
*****
Harry kochanie, przestań płakać. Ciesz się, że jeszcze mnie masz.
*****
Chcę już odejść. 
*****
Nie daję rady.
*****
Przepraszam was.
*****
Boję się, Harry. Będziesz przy mnie, gdy nadejdzie ta chwila?
*****
Kocham cię, Harry.



~Ja też cię kocham, Ashley.

********** 
Nadszedł dzień(w sumie to jest wieczór), w którym śmiało mogę powiedzieć, że możecie mnie zabić. Na rozdział czekaliście ponad 2 miesiące + treść jest, że tak powiem, do dupy + zakończenie smutne (?) ale w sumie to właśnie takie planowałam. Nie wiem co mogłabym powiedzieć. Przed nami jeszcze EPILOG. Tak ludzie, EPILOG. Jeszcze mnie nie opuszczajcie, okej? Tęsknie za waszymi komentarzami i kontaktem z wami, odezwijcie się czasem do mnie. Na gadu za często mnie nie ma, ale zawsze zostaje twitter. Podam wam nazwę mojego konta, jeśli będziecie chcieli :) Bardzo chciałabym znać wasze opinie na temat tego rozdziału i ogólnie całego opowiadania. Gdyby ktoś jeszcze czegoś nie zrozumiał to proszę śmiało pytać. Nie wiem kiedy dodam EPILOG (nie wiem czemu używam tutaj caps locka, chyba lubię to słowo lol). Będzie on odrobinę inny (?) i pewnie trochę czasu zajmie mi pisanie go. Na pewno postaram się go dodać przed końcem wakacji hahaha BŁAGAM, ZOSTAWCIE JAKIŚ KOMENTARZ (jestem zdesperowana okej). 
KOCHAM WAS XX
PRZYPOMINAM O WCIĄŻ TRWAJĄCYM CHARACTER ASKS

środa, 12 czerwca 2013

.

Wpadłam tylko na chwilkę, żeby zapytać się czy ktoś tu wchodzi i oczekuje na nowy rozdział, bo jeśli tak, to potrzebuję porządnego kopa, żeby go wreszcie napisać.

czwartek, 23 maja 2013

UWAGA!

Jadę jutro na wakacje, więc w najbliższym czasie nie dodam rozdziału, bardzo was przepraszam & trzymajcie się xxx

czwartek, 2 maja 2013

Siedemnasty. "Forgive me my weakness."

-Przynieść wam coś do picia, zakochańce?- spytał Liam stanąwszy nad Ashley i Harrym, którzy leżeli na kocu przytulając się do siebie.
-Sok pomarańczowy.
-Harry?
-Może być to samo.
-Okej, już się robi - odpowiedział szatyn wyciągając ze spodni portfel. Ruszył w stronę sklepów spoglądając przy tym na resztę przyjaciół przebywających w wodzie.
~
-Dobrze mi tu z tobą. Tak spokojnie. Mogłabym teraz iść spać - mruknęła Ashley kładąc głowę w zagłębieniu szyi chłopaka.
-To można zrozumieć na trzy sposoby: jest ci tak ze mną dobrze, że mogłabyś zasnąć, tak bardzo nic nie robimy, że mogłabyś zasnąć albo chcesz ze mną iść do łóżka. W sumie to ja też mógłbym teraz iść spać. Na każdą z tych trzech opcji - odpowiedział Harry delikatnie muskając ustami jej czoło na co Ash cicho zachichotała.
-Jesteś niemożliwy.
***** 
-Niall, zobacz jaka ładna koszulka!- Krzyknęła Lily podbiegając do jednego ze straganów.
-Muszę ją zmierzyć - dodała odwracając się w stronę chłopaka. 
-Teraz?-jęknął.- Jestem głodny.
-Och nie marudź, to tylko chwilka - odparła ściągając podkoszulek z wieszaka. Wbiegła do przymierzali i zasunęła za sobą zasłonę. Zmęczony Niall usiadł na krześle, które stało niedaleko i czekał na przyjaciółkę, która już po chwili mu się pokazała.
-I jak?- spytała przeglądając się w lustrze.- Nie opina mnie?
-Co ma opinać?-odrzekł Niall, podchodząc do niej.- Chyba twoje kości.
-Bez przesady haha. Kupić ją?
-Yup, wyglądasz w niej świetnie.
-Mówisz tak, bo chcesz jak najszybciej wrócić do hotelu - zaśmiała się Liliane.
-Mówię to, co myślę, ale jak już o tym wspomniałaś, to nie obraziłbym się, gdybyś trochę się ruszyła haha.
*****

-Nie dam już rady - mruknęła Ashley odsuwając od siebie miskę z sałatką. Napiła się soku, po czym odstawiła go na stół i opadła na krzesło łapiąc się za brzuch.
-Nie zjadłaś nawet połowy, Ash - odrzekł Louis spoglądając ukradkiem na Harry'ego, który stał w kolejce z zamiarem zamówienia sobie chłodnego napoju.
-Nie mam apetytu.
-Ty nigdy go nie masz.
-Lou... 
-Martwię się o ciebie, Ashley.
-Niepotrzebnie- odparła, posyłając mu pokrzepiający uśmiech.- Jest gorąco, więc nie chce mi się jeść. Poza tym dużo zjadłam na śniadanie, potem wypiłam sok pomarańczowy i teraz jestem napchana. Gdzie podziała się reszta?- spytała, próbując zmienić temat.
-Jak wychodziłem z pokoju to Liam się kąpał, Zayn gdzieś zniknął, a Lily i Niall jeszcze nie wrócili z plaży.
-Um, sądzisz, że między Niallerem a Liliane coś jest?
-To znaczy?
-No wiesz, wszędzie ze sobą chodzą, mają przed nami tajemnice i w ogóle.
-Myślę, że po prostu się przyjaźnią. Gdyby byli razem to pewnie by nam o tym powiedzieli.
-Nie wydaję mi się, Lily jest strasznie skryta i takie rzeczy lubi trzymać w tajemnicy.
-Jeśli chcesz to mogę w środku nocy wbiec do ich pokoju, żeby zobaczyć co robią.
-Może lepiej nie- zaśmiała się Ashley.
*****
Lily właśnie skończyła suszyć włosy, gdy na korytarzu usłyszała podniesione głosy i dźwięki świadczące o szamotaninie. Po chwili drzwi do jej pokoju otwarły się i ktoś został wepchnięty do pomieszczenia, a gdy chciał się z niego wydostać, zatrzasnęły się z hukiem. Zaskoczona dziewczyna stała na środku pokoju i patrzyła na nieproszonego gościa. 
-Niall, otwórz te cholerne drzwi!- krzyknął Zayn szarpiąc za klamkę, jednak to było na nic, ponieważ Irlandyczk już dawno przekręcił klucz w zamku. Gdy brunet zrozumiał, że krzyki mu nie pomogą, uspokoił się i powoli obrócił w stronę szatynki, patrząc na nią przepraszającym wzrokiem.
-Co ty tu robisz?
-Ja...um, to wszystko przez Nialla. Zamknął nas tu i nie wypuści dopóki ze sobą nie porozmawiamy. 
-No to świetnie- odparła zdenerwowana dziewczyna opadając na łóżko.- Nie mogłeś go powstrzymać? 
-To nie moja wina- warknął Zayn.- Wziął mnie z zaskoczenia. Zresztą nieważne, po prostu wyjdę na balkon i posiedzę tam.
-Możesz tu zostać, jeśli chcesz.
-Nie, jeszcze ci zabiorę zbyt dużo powietrza czy coś - odrzekł z wyraźnie słyszalną ironią w głosie, brunet. 
-O co ci chodzi, co?- spytała Lily, opierając dłonie na biodrach.- Unikasz nas, na obiad schodzisz wtedy, gdy my skończymy go jeść, a nocami włóczysz się po dyskotekach. 
-Ach, teraz to ja was unikam? To ty od urodzin Ashley nie odezwałaś się ode mnie nawet słowem i za każdym razem, gdy mnie widzisz, uciekasz lub odwracasz wzrok!
-Najwyraźniej mam powód.
-Można wiedzieć jaki? 
-Och, nie udawaj, że nie wiesz. To nie ja powiedziałam, że cię kocham. 
-Rozumiem, że miałem trzymać to w tajemnicy, tak? Udawać, że jesteś dla mnie zwykłą przyjaciółką.
-Tak byłoby prościej. 
-Dla ciebie tak, ale dla mnie nie.
-Właśnie dla ciebie. Zrozum, że my nie możemy być razem.
-Dlaczego? Podaj mi choć jeden logiczny powód. 
-Ja po prostu nie zasługuję na miłość. 
-Nie ma na świecie osoby, która nie zasługuję na miłość, Lily.
-Ja nią jestem, Zayn. Ściągam na moich bliskich same nieszczęścia. Nie nadaję się do dłuższych przyjaźni, a co dopiero związków.
-Nie bądź taką egoistką do cholery! Dlaczego nie możemy spróbować? Przecież to nic nas nie kosztuje! Nie uda nam się, okej. Uda, jeszcze lepiej! 
-Nie jestem egoistką. Przejmuję się wszystkimi wokół, a o sobie myślę na samym końcu. To nie moja wina, że...
Jej wypowiedź przerwały usta Zayna napierające na jej własne. Jego dłonie znalazły się na tali szatynki, przyciągnął ją do siebie i pogłębił pocałunek. Jej ręce owinęły mu się na karku, a palce wplątały w czarne włosy. Z czasem ich usta zaczęły ze sobą współpracować. Lily delikatnie przejechała językiem po jego wargach. Odpłacił się jej tym samym, po czym wsunął język w jej rozchylone wargi.
Nagle oderwali się od siebie.
Oboje ciężko oddychali, próbując nabrać jak najwięcej powietrza. 
Zayn delikatnie splótł dłonie na dole jej pleców, a ona oparła czoło o jego obojczyk i poprzez liczenie do dziesięciu, próbowała uspokoić swoje szybko bijące serce.
Na próżno. 
~
-Możemy teraz normalnie porozmawiać?- spytał szeptem Zayn, po kilkudziesięciu sekundach nieruszania się z miejsca. W odpowiedzi objęła go mocniej i czuła, jak w tym serdecznym uścisku jej ostre kanty łagodnieją i wpasowują się w jego ubytki i niedostatki. 
Nagle chłopak podniósł ją i pozwolił opleść nogi wokół swoich bioder. Zrobił kilka kroków, usiadł na łóżku po czym posadził ją na swoich udach i mocno do siebie przytulił.
-Jeśli chcesz, to powiedz mi wszystko, co leży ci na sercu. Jeśli nie, zrozumiem.
-Od czego mam zacząć?- spytała po chwili mocniej się w niego wtulając.
-Od początku? Myślę, że tak będzie najprościej.
-Ugh, to nie jest dla mnie proste, więc jeśli przez dłuższy czas nie będę nic mówić to siedź i czekaj, dobrze?
-Nie ma sprawy.
-Wszystko zaczęło się od Jamesa, z którym poznałam się na jednym z tych motocyklowych zlotów, który odbywał się niedaleko Londynu. Wymieniliśmy się numerami, pisaliśmy ze sobą, a z czasem staliśmy parą. Na początku wszystko było okej. Imprezy, mini randki i tak dalej. Potem zaczęły się kłótnie. Nawet nie pamiętam, o co w nich chodziło. Miał na pieńku z rodzicami, więc wyżywał się na mnie, a ja, zamiast mu pomóc, jeszcze dokładałam zmartwień. Nie raz wyzywaliśmy się od najgorszych. Nade wszystko jednak kochałam jego słowa. To, jak do mnie mówił, dzielił się ze mną wszystkimi myślami i uczuciami. Rozmowa z nim była tym, czego potrzebowałam najbardziej. Od zawsze wiedziałam, że mogę mu powiedzieć wszystko. Był dla mnie oparciem, najwspanialszym przyjacielem, wiernym słuchaczem, pierwszą prawdziwą miłością. A potem wszystko się zawaliło- przerwała, próbując uspokoić wstrząsające nią łkanie. Wzięła pięć głębszych oddechów i kontynuowała.- To było na początku marca. Śnieg ledwo zdążył stopnieć, a ci szaleńcy już otwarli sezon na te pieprzone motory. Dave zorganizował imprezę, na którą oczywiście nas zaprosił. W końcu byliśmy jego najbliższymi przyjaciółmi. James miał przyjechać po mnie koło 20. Mówiłam mu, żeby wziął taksówkę, bo na drodze jest wciąż niebezpiecznie, ale on nie chciał mnie słuchać.
Cholerny uparciuch.
Pamiętam, że tego wieczoru usłyszałam w radiu, żeby nie wychodzić z domu, ponieważ zbliża się potężna burza. Napisałam mu smsa błagając go, żeby na siebie uważał. Powiedział, że właśnie wyjeżdża i żebym cierpliwie czekała, bo mnie kocha. 
Ósma już dawno minęła, a jego wciąż nie było. Siedziałam w salonie i nasłuchiwałam czy przypadkiem nie słychać warkotu jego motoru.
Nic, cisza.
Ashley próbowała mnie pocieszyć. Mówiła, że może coś go zatrzymało. Przecież mógł czegoś zapomnieć z domu i pewnie jest już w drodze.
Przeczucie mówiło mi, że coś jest nie tak.
W końcu ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam kilku jego znajomych. Czułam, że stało się coś złego. Spojrzałam na nich pytająco, lecz dopiero po długim czasie, któryś odważył się cokolwiek powiedzieć. Rozumiałam co piąte słowo. Za szybka jazda, motor, hamulce, wypadek, szpital. Osunęłam się na ziemie. Nic do mnie nie docierało, czułam się w jak w transie. Słyszałam jakieś wrzaski i dopiero wtedy, gdy poczułam, że ktoś mnie obejmuje, zorientowałam się, że to ja krzyczę. Zawieźli mnie do szpitala. Na tym pieprzonym korytarzu spędziliśmy kilka godzin. Potem wyszedł lekarz i tak po prostu pokiwał przecząco głową. On umarł Zayn, rozumiesz? Umarł. Zostawił mnie.

Wiesz, czasami boli cię tak, że nie możesz wytrzymać. Pragniesz odciąć się ot tego wszystkiego. Od bólu, cierpienia i tego zwykłego braku przynależności do kogoś. Do kogoś ważnego. Istniejesz, bo istniejesz, ale to nie jest to, co kiedyś. Poruszasz się, ale nie sprawia ci to żadnego przyjemności. Jest ci obojętnie czy zaśniesz na podłodze, czy na łóżku, czy będziesz miał poduszkę, czy zimne kafelki pod sobą. Czy na niebie są gwiazdy, czy nie. Czy jutro wzejdzie słońce, czy nie. Istniejesz, bo istniejesz, ale nie ma dla ciebie nic ważnego. Jedyne, czego pragniesz, to spokoju i zapomnienia. No może jeszcze mocnego przytulenia. Poczucia czyjegoś ciepła przez chwilę. Chwilę.
 Teraz mnie rozumiesz? Nie chcę się z nikim wiązać, ponieważ boję się, że ten ktoś na tym ucierpi. Że ja na tym ucierpię. Raz przeszłam przez takie coś i za drugim razem już mi się nie uda. Wtedy w szpitalu, gdy na ciebie wpadłam, ja... znów poczułam zapach Jamesa, wiesz? Pachniesz zupełnie tak samo jak on kiedyś.
-Pozwól, że ja teraz coś powiem, dobrze?- spytał Zayn lekko głaskając dziewczynę po plecach. Gdy kiwnęła głową, kontynuował.-Nie chcę, żebyś była ze mną z przymusu. Wiesz już, co do ciebie czuję i jeśli ty chociaż w połowie odwzajemniasz to uczucie, to zgódź się na bycie ze mą. Nie wiem co z tego wyjdzie, ale obiecuję ci, że zrobię wszystko, żebyś już nigdy tak nie cierpiała. Nie mam zamiaru na ciebie naciskać. Po prostu powiedz mi co zdecydowałaś, gdy już będziesz na to gotowa. Daj mi jakiś znak, cokolwiek. Na pewno zrozumiem, a jeśli nie, to przynajmniej spróbuję.
Liliane tylko kiwnęła głową w geście potwierdzenia po czym ułożyła głowę w zagłębieniu jego szyi i mocno się do niego przytuliła.
-Um, Zayn- rzekła niepewnie.
-Tak?
-Chyba ubrudziłam tuszem twoją koszulkę- zachichotała.
-Co zrobiłaś?!-zawołał Zayn ze słyszalną udawaną złością.- To jedna z moich ulubionych!
-Odkupię ci- odrzekła, wystawiając mu język.
-Nie musisz- odpowiedział lekko pstrykając ją w nos.- Idziemy coś zjeść? Z tego co wiem to nawet nie byłaś na obiedzie.
-Chętnie, tyle że najpierw muszę się wykąpać, a co najważniejsze - zmyć z twarzy pozostałości makijażu haha.
-Oj tam, wcale nie wyglądasz tak źle.
-Wiesz skąd wiem kiedy kłamiesz?
-Um, skąd?- spytał niepewnie.
-Ruszają ci się nozdrza haha!
-Nieprawda!- zaprzeczył Zayn łapiąc się za nos.
***** 
-Kto dzwonił?- zapytała Ashley widząc, że Harry skończył już rozmawiać. 
-Louis, pytał się czy idziemy z nimi na miasto.
-I co powiedziałeś?
-Że zostaniemy w pokoju, bo źle się czujesz, a ja wolę posiedzieć z tobą.
-Dobrze wiesz, że możesz z nimi iść, Harry. Bolący brzuch i lekkie osłabienie to jeszcze nie koniec świata. Nie chcę, żebyś psuł sobie przeze mnie wakacje.
-Nie gadaj bzdur- odparł delikatnie głaszcząc ją po policzku.- Gdyby nie ty, to nawet nie wybrałbym się na tą wyspę. Wolę pooglądać sobie z tobą telewizję niż iść do klubu i się schlać. Poza tym martwi mnie to twoje złe samopoczucie. 
-Niepotrzebnie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Musiałam złapać jakiegoś wirusa, do jutra pewnie mi przejdzie. 
-Jesteś pewna? Może powinnyśmy pójść do jakiegoś lekarza? Mogę poszukać czegoś na internecie. 
-Nie chcę żadnego lekarza. Jeśli koniecznie chcesz mi potowarzyszyć to załatw jakiś dobry film i pozwól mi się do siebie przytulić. Nic więcej mi nie potrzeba - odrzekła skradając na jego ustach szybki pocałunek.
***kilka dni później*** 
-Mówiłem ci, żebyś nie wchodziła do wody bez butów- mruknął Zayn pozwalając Lily opleść swoje nogi wokół jego bioder. 
-Ałć, uważaj na stopę- syknęła szatynka łącząc dłonie przed jego szyją.- To nie moja wina, że nadepnęłam na to coś. 
-Gdybyś chociaż raz mnie posłuchała, to teraz mogłabyś normalnie iść, a ja nie musiałbym cię nieść. 
-Nie mów, że ci się to nie podoba- szepnęła delikatnie przygryzając płatek jego ucha. 
-Możesz przestać mnie rozpraszać? 
-To cię rozprasza?- spytała lekko muskając opuszkami palców jego kark. 
-Tak -odparł przez zaciśnięte zęby. 
-A to?- zapytała, po czym zaczęła zostawiać delikatne pocałunki wzdłuż linii jego kręgosłupa. 
-Lily...
-Okej, już przestaję haha. 
**********
Zaskoczeni/zdziwieni? A może wiedzieliście co się wydarzy? W każdym bądź razie mam nadzieję, że rozdział 17 chociaż trochę wam się podoba. Do końca opowiadania nie zostało nam zbyt wiele, więc bardzo proszę o zostawianie swoich głosów w ankiecie. Przepraszam, że rozdziału nie było ponad miesiąc. Miałam tyle roboty, że nie znalazłam czasu na napisanie go wcześniej. Jeśli ktoś chciałby czasem porozmawiać to zapraszam do okienka gg, które znajduję się pod ankietą :) + przepraszam za ewentualne błędy.
PRZYPOMINAM O CHARACTER ASKS
NIE DODAM KOLEJNEGO ROZDZIAŁU BEZ PRZYNAJMNIEJ 15 KOMENTARZY X